Adres strony:  http://www.visualcommunication.pl/pg/pl/felieton/lord_finchley.html

Lord Finchley

Data publikacji: listopad 2014

Lord Finchley

 

Autor Maciej Ślużyński

 

Nie po raz pierwszy zdarza się, że muszę zacząć felieton od wytłumaczenia się z jego tytułu. Swoją drogą – dawanie takich tytułów „do tłumaczenia” to jest niezły zabieg techniczny, bo kilka akapitów tekstu na to przeznaczyć trzeba, więc jest o czym pisać i łatwiej zacząć w ogóle, a wierszówka leci. Natomiast po raz pierwszy tłumaczenie takie stanie się osią całego tekstu, co konstatuję z niejaką dumą. Ale do rzeczy...

 

Kilka dni temu na jednej z grup dyskusyjnych wziąłem udział w – skazanych z góry na niepowodzenie – próbach niesienia pomocy pewnemu zmartwionemu człowiekowi. Człowiek ów miał bowiem kłopot naprawdę niebanalny; poszukiwał mianowicie stron internetowych, na których mógłby przejrzeć i gdzie mógłby (jak zrozumiałem – za drobną, wręcz symboliczną opłatą) nabyć drogą kupna dość nietypowy produkt.

 

Produktem tym miały być teksty reklamowe. Dokładniej – a przynajmniej ja tak zrozumiałem – to miały być teksty reklamowe gotowe do wykorzystania we wpisach na portalu społecznościowym klienta owego Człowieka Potrzebującego Pomocy, skądinąd producenta stolarki okiennej z tworzyw typu PVC i takich tam innych akcesoriów. Tu zakończę akapit, żebyście mieli czas, aby to sobie przemyśleć...

 

A Człowiek Potrzebujący Pomocy uznał, że na wzór serwisów internetowych sprzedających gotowe do wykorzystania (po uiszczeniu wcale nie tak symbolicznej opłaty) zdjęcia istnieje zapewne gdzieś we Wszechświecie analogiczny serwis z tekstami wszelkiej maści. I że zapewne da się z takiego serwisu skorzystać za niewielką opłatą i ku zadowoleniu klienta oraz wszystkich wokół.

 

Niestety, w toku dyskusji okazało się, co następuje. Po pierwsze – zasadniczo serwisów tego typu nie ma. Po drugie – nawet jakby były, to ewentualne teksty tam zakupione raczej nie spodobałyby się klientowi. Po trzecie – nawet jakby mu się spodobały, to niekoniecznie byłyby tym, czego oczekują klienci owego klienta, czyli odbiorcy komunikatu reklamowego. I wniosek nasunął się nam wszystkim jeden: należy zatrudnić copywritera, który zgłębi materię i stworzy teksty dla konkretnego klienta, o konkretnym produkcie, z konkretnym przesłaniem i skierowane do wybranej grupy docelowej.

 

Niestety, Człowiek Potrzebujący Pomocy uznał takie rozwiązanie za niekorzystne z trzech podstawowych powodów. Po pierwsze, on by jednak chciał, żeby było tak, jak on by chciał. Po drugie, to niemożliwe, żeby nie było tak, jak on by chciał i żeby nie było takich specjalistycznych serwisów z tekstami, skoro ze zdjęciami jest ich co najmniej kilka. Po trzecie, najęcie zawodowego copywritera to jest koszt, który on niespecjalnie chciałby (nawet w imieniu klienta) ponosić, gdyż-ponieważ-albowiem... zarobi mniej. I to był jego zdaniem ostateczny argument przemawiający za tym, aby nie zatrudniać nikogo, tylko szukać gotowców. Argument – zdaniem Człowieka Szukającego Pomocy – absolutnie kluczowy, wiodący... i kładący. Zwłaszcza kładący na obie łopatki wszelką dalszą dyskusję.

 

I tu właśnie pojawia się na zasadach komentarza tekst, którego tytuł posłużył mi jako tytuł także tego felietonu. Tekst, tekścik króciutki, który jednak warto jest znać. Czyli „Lord Finchley” według Hilaire’a Belloca w tłumaczeniu Andrzeja Nowickiego. Pozwolę sobie na zasadzie cytatu przytoczyć w całości: „Lord Finchley chciał naprawić / elektryczny kontakt / Sam. Prąd go zabił. / Słusznie zginął on tak, / Bowiem człowiek zamożny, / jak chce przeznaczenie, / Winien rzemieślnikowi / dawać zatrudnienie”.

 

I teraz pozwólcie na chwilę refleksji w połączeniu z interpretacją tekstu literackiego. Otóż warto zadać sobie pytanie, o czym tak naprawdę ten tekst jest? A jest to pełen wewnętrznej mądrości tekst mówiący o tym, że żyjąc w kapitalizmie i będąc szefem, należy na poszczególnych stanowiskach zatrudniać fachowców i godziwie im płacić, gdyż fachowiec opłacany niegodziwie wykonuje swoją robotę na odpiernicz, niefachowiec – nawet godziwie nagradzany – wykonać jej nie zdoła, a szef sam wszystkiemu nie podoła, gdyż kapitalizm jest to ustrój bazujący na własności środków produkcji, a nie na tym, żeby szef zapierniczał fizycznie, robiąc więcej i lepiej i dzięki temu więcej i lepiej zarabiając.

 

Zaś niechęć do zatrudniania fachowców może się skończyć dla niechętnego źle bardzo, o czym dobitnie świadczą słowa „prąd go zabił”, przy czym ciężko w utworze dopatrzyć się żalu z powodu nagłej i niespodziewanej śmierci, gdyż – jak pisze poeta – „słusznie zginął on tak”.  To jest moja interpretacja i będę jej bronił. Dlatego, że moja i dlatego, że słuszna. I pasująca do przykładu. I rozwijająca argumenty moje z kolei, których w tamtej dyskusji nie udało mi się zaprezentować, co uczynię niniejszym w formie apelu bezpośredniego i listu otwartego.

 

Drogi Człowieku Potrzebujący Pomocy! Jeśli chcesz dotrzeć ze swoim słownym przekazem reklamowym w sposób efektywny, to nie wahaj się zatrudnić bądź wynająć copywritera. Bo wbrew pozorom jest to rozwiązanie najlepsze. Ewentualny koszt, który będziesz musiał ponieść, będzie ułamkiem tego, co trzeba by zapłacić, aby eksperta od stolarki okiennej lub innych tego typu aspektów dnia codziennego nauczyć pisać skuteczne przekazy reklamowe.

 

Copywriter nie musi być ekspertem w danej dziedzinie, jeśli teksty przez niego tworzone nie będą do innych ekspertów kierowane; doskonale poradzi sobie z każdą materią, jeśli jego zadaniem będzie przekazanie informacji „zwykłym” ludziom. Śmiem nawet twierdzić, że poradzi sobie z tym o wiele lepiej, ponieważ będzie wiedział, jakie cechy produktu bądź usługi eksponować, jakie korzyści i w jaki sposób zaprezentować, a jakie cechy są z punktu widzenia użytkownika końcowego zupełnie bez znaczenia.

 

Czy to kosztuje? Oczywiście – każda praca kosztuje. Czy to jest drogie? Dżentelmeni o pieniądzach nie dyskutują... ale odpowiem. Nie, to nie jest drogie. Prawdę mówiąc, praca copywritera jest w Polsce kompletnie niedoceniana, niedoszacowana i nie cieszy się żadnym poważaniem. Bo przecież „pisać każdy umie”, a pan Staszek z produkcji może o oknach z PVC opowiadać godzinami, więc może bez problemów napisać każdy tekst na ten temat, zatem po co zatrudniać kogoś innego? Sami se damy radę! W ostateczności poszukamy serwisu, gdzie kupimy za psie pieniądze komplet gotowych tekstów i będzie w porzo.

 

Otóż nie. Nie będzie w porzo. Będzie do luftu. Do bani, do niczego. Ludzie – sprzedajecie okno za półtora tysiąca, a żal wam wybulić dziesięć procent tej kwoty za dobry tekst, którym takich okien możecie sprzedać dziesięć za jednym zamachem? Gdzie tu sens, gdzie logika? Reklama to inwestycja – więc jeśli chcecie sprzedawać więcej, inwestujcie. Albo piszcie sobie sami bądź dawajcie gotowce. Sami zobaczycie, jak to się przełoży na sprzedaż i na zysk. Na pewno będzie taniej...

 

« poprzedni   |   następny » « wróć